Skip Navigation
 

Recenzje

Przekrojowa recenzja twórczości Justyny Kędzi - Daria Bednarek (2013)

 

Puste słowa, a ja chcę być, czyli parę uwag o bezradności

 

 

Bezradność czytelnika

 

Poezja na ogół ma utrudniać. Komplikować, zamazywać, skracać, kondensować, podważać, zadziwiać, niszczyć zastane. Ta jest dobra, która ma kilka warstw, która z języka i formy czyni wyzwanie estetyczne, intelektualne i emocjonalne. Dobry jest Celan, Rilke i Sosnowski. Może jeszcze Miłobędzka. Dobre jest to, co dla czytelnika trudne, co czyni go bezradnym. Dobrze jest, kiedy poezja niszczy przyzwyczajenia, obala kategorie albo chociaż chowa w sobie kilka aluzji i mówi zalotnie: "hej, hej, jestem intertekstem, asamblażem, płynną nowoczesnością, hiperłączem". Przecież bycie przeciw interpretacji, to wychodzenie jej naprzeciw. Rzeczywistość jest nadmiarem, rozbuchanym splotem kiczu i resztek faktów, zwykle wirtualnych. Taka niech będzie sztuka. Tak samo problematyczna, opresyjna, natarczywa w wielości. Tandetna, oryginalna i głęboka – 3 w 1. Najprościej mówiąc: "kocham, bo trudne".

 

Kpina to z mojej strony czy estetyczna deklaracja? Ot, takie sobie polonistyczne ironizowanie na temat poetyckich preferencji. Bo przecież masochistycznie pragnę tej bezradności wobec wiersza, tego "romansu z tekstem" w imię "nie rozumiem, ale to piękne". Zaciemnianie sensu, zacieranie znaczeń, problemy z niewyrażalnością, polifonia? Biorę!

 

Nie będę w tym miejscu dociekać przyczyn takich ciągot. Interesuje mnie raczej pytanie o to, co ma zrobić apologeta enigmatyczności (zarówno sosnowszczyzny, jak i miłobędzkości) wobec tekstu, który swój walor opiera na banale? Banale jednak pomyślanym nie jako program, zabawa słowna, prowokacja, ale sprowadzonym do czystej naiwności, prostocie doświadczenia, potoczności mowy, która jest codzienna, a nie codzienną naśladuje (raczej Kowalski, nie Białoszewski). To bezradność zupełnie innej miary. A jednak równie obezwładniająca.

 

Bezradność wobec doświadczenia

 

Philippe Lacoue-Labarthe w swojej rozprawie o poezji Celana na zagmatwanie poezji odpowiada zagmatwaniem dyskursu. Sprowadzając te skomplikowane wywody do jednego zdania, można powiedzieć, że w takim rozumieniu poezja jest po to, by doświadczyć niczego – przeformułować pewien impuls w doświadczenie czysto tekstowe, wydarzenie sensu.

 

Poezja, o której chcę napisać, wykorzystuje taką możliwość. Daleka jest oczywiście od artystycznej propozycji Celana, by nie powiedzieć, że stoi na przeciwległym biegunie. Nie o porównanie mi jednak chodzi, ale o ukazanie możliwości innego zgoła formułowania doświadczania za pomocą liryki.

 

Bezradność może wiązać się z niemożnością przepracowania doświadczeń czasu i historii, z problemem wyświechtanego języka, paradoksalnością czasów, rakiem podmiotowości, niepewnością istnienia sensu. Wtedy stawką lektury będzie koncepcja świata, możliwość i zasadność wyrażania się w języku, środkiem zaś enigmatyczność, niezrozumiałość, zasłanianie znaczeń. To Paul Celan.

 

Ale bezradność może także oznaczać fizyczną niemożność przeżycia, które musi zrealizować się przez poezję. Język jest wówczas jedynym medium, jedyną materialnością, jaka może stać się udziałem podmiotu. Stawką zaś będzie poznanie świata w jego potoczności, przepracowanie własnej traumy, odzianie w prostotę tego, co uchyla się słowom. Przetworzyć subiektywny bóll na oczywistość słów, to osiągnąć nieosiągalne: zwyczajnie żyć. Choćby tylko w języku. To Justyna Kędzia.

 

Ból Labarthe opisuje jako najintymniejsze przeżycie zawarte w poezji: jest ono jednocześnie zwracaniem się tej poezji ku człowiekowi (w przeciwieństwie do podmiotu) i czekaniem na dialog jako możliwość wyjścia z samotności. Zatem ból i samotność oraz poezja, która z tym się mierzy. I moja bezradność wobec tego doświadczenia.

 

Bezradność wobec świata


Bardzo chciałabym uciec od wzruszeń, odciąć się od tego, co mnie prywatnie dotyka. Nie chcę tworzyć kolejnej apologii Siłaczki Codzienności, bo ma ich już wiele i tak naprawdę żadnej nie potrzebuje. Nie jest moim celem wywołanie łez. To nie kolejna "smutna, ale i budująca historia o prawdziwym życiu". Chcę widzieć te rozważania jako próbę ukazania innego wymiaru poezji, wskazania na jej odrębną funkcję, tak różną od tej, którą zwykli doceniać profesjonalni "czytacze". Nie chcę taniej czułostkowości, ale sprawiedliwości oddanej takiej formie sztuki.

 

Pora przedstawić bohaterkę: Justyna Kędzia – młoda kobieta zmagająca się z nieuleczalnym schorzeniem, specjalistka od reklamy, "Człowiek bez barier", moja długoletnia znajoma, poetka. Powiedzieć o niej, że jest "przykuta do łóżka" byłoby prawdą tylko na pozór. Sposobów na przezwyciężenie tego stanu znalazła bowiem tyle, że nie trzeba w nie wierzyć, można zobaczyć. Faktem jednak niezaprzeczalnym jest, że rzeczywistość Kędzi nie jest rzeczywistością nieograniczonego fizycznymi barierami człowieka. Ta przeciętność, która staje się udziałem większości, jej została odebrana. Świat został ograniczony, podzielony na strefy, w dużej mierze zamknięty, oddzielony schodami, po których nie wejdzie sama. Owo odgrodzenie polega na fizycznej niemożności uczestnictwa w przestrzeni rozciągającej się za oknem pokoju. Umysł zamknięty w chorym ciele wyrywa się, pragnie przeżywać. I robi to, w innym jednakże wymiarze.

 

Codzienność ma dla Kędzi odmienne znaczenie, wiąże się z innego typu rozterkami, rutynowi czynnościami, drobnostkami, o których nie wolno zapomnieć, bo zawali się misterna konstrukcja. Nie będę rozpatrywać tu rangi jej problemów w zestawieniu z pospolitymi sprawami. Nie chodzi mi o ukazanie ostateczności, z jaką mierzy się takie życie w każdej chwili. Mam raczej na myśli tę podstawową różnicę, która sprawia, że codzienność odmiennie rozstawia swoje akcenty. Świat już od swej najbardziej trywialnej podstawy przedstawia się zupełnie inaczej.

 

W momencie, gdy podstawowa możliwość eksplorowania świata (za pomocą ciała, ruchu, fizycznego kontaktu, swobody przemieszczania się) zostaje poważnie ograniczona, trzeba płaszczyznę doświadczenia przesunąć, zbudować od nowa. Rolę taką może pełnić poezja. Podmiot wierszy Kędzi to podmiot doświadczający nicości, czyli owego palącego braku  spraw pospolitych. To, do czego nie ma dostępu, jest trywialne. Zbudować pomost można zatem tylko przez banał. Będąc sobą ekstraordynaryjną, Kędzia stwarza swój poetycki odpowiednik – siebie przeciętną. Jej wiersze są głodne konkretu, materiału, realności przeżycia. Są wyrazem pożądania banału. Mogą wydać się nazbyt oczywiste, naiwne, powielające wzory. Pytanie tylko: o artyzm tu chodzi czy o przeżywanie? O oryginalność czy właśnie o oczywistość?

 

Bezradność wobec banału


Debiutancki tom Kędzi Coma z 2005 roku oraz kolejny – Między źrenicami (2008) różnią się znacznie od najnowszego zbioru Oni (2013). Wczesne wiersze są próbą przepracowania własnego losu, przełożenia go na język literatury w celu nazwania tego, co umyka słowom. Jak w utworze bez tytułu:

 

Czy śmierć daje bezkarność 

Przecież nikt nie skarci umierającego

 

Czy śmierć daje siłę

by załatwić i przeżyć

tak dużo

ile się zdoła

w czasie

który nam został  

 

Nie 

Śmierć daje potrzebę

 

Potrzebę spokoju 

Ciszy 

i 

pozostawienia po sobie 

choć jednego włosa na poduszce 

 

(Między źrenicami, Tarnowskie Góry 2008)

 

Dosłowność tego wiersza w zasadzie odbiera możliwość dopowiedzenia czegokolwiek. Śmierć i choroba to codzienność, podmiot nie oczekuje zatem wyjątkowego traktowania, tylko spokoju i szansy na pozostawienie małego śladu swej egzystencji. Utwór skłania się ku znaczeniom uniwersalnym – "nam", nie "mi", jednak wynika z przeżyć osobistych. Śmierć oswojona nie zwalnia z obowiązków, nie wzmacnia. Wiedza podmiotu na jej temat jest pewna, to on wydaje ostateczny osąd. Potrzeba spokoju oznacza nie rezygnację, nawet nie pogodzenie się, raczej cichą świadomość nieodwracalności. Akcenty tragiczne zostają wyciszone, cały dramatyzm przeobraża się w ciszę.

 

Kolejny wiersz z tego samego zbioru konfrontuje ze sobą dwie przestrzenie: banału i dziwności:

  

W

wytarte jeansy 

spraną koszulę 

i dziurawe skarpetki 

mój cień ubrany 

biega po pokoju 

jak szalony  

 

A ja odziana

w dziwność 

dyryguję 

cząsteczkami powietrza

w mojej szafie

 

Podmiot stwarza swoje alter ego, swoją reprezentację, której nadaje znamiona przeciętności. Zużyte ubrania odsyłają do świata powszedniego, szarego, ubogiego, ale przecież dostępnego tylko za pomocą cienia. Bohaterkę wiersza obejmuje dziwność, jest dyrygentką cząsteczek powietrza – zarządza wyobrażeniami, nie standardowo pojętą rutyną. Odczucie trywialności – chwilowa chociaż zamiana osobliwego kostiumu na wytarte spodnie – jawi się jako spełnienie marzeń. W innym miejscu deklaracja jest jeszcze bardziej dosadna:

 

Nie chcę być dziewczyną

Nie chcę być kobietą 

Nie chcę być żoną 

Nie chcę być kochanką 

 

To tylko nazwy 

Puste słowa wymyślone 

przez człowieka   

 

A ja chcę po prostu być

 

Wydaje się, że nie można prościej i dobitniej wyrazić pragnienia realizacji czystego "bycia". Podmiot zaprzecza wszystkim możliwym rolom, nie potrzebuje nazw, te są bowiem w jego zasięgu. Tym natomiast, co się oddala, jest możliwość zbudowania własnej egzystencji przez zwykłą aktywność. Nie z abstrakcyjnej materii słów, ale z konkretnego tworzywa czynów.

 

Świat przedstawiony wczesnych wierszy Kędzi to szukanie przejścia z punktu odosobnienia, swoiście pojętej śpiączki (coma) do miejsca, gdzie życie wraca do swego codziennego biegu. Częsty jest tu zachwyt nad trywialnym rekwizytem (dziecięce buciki, łóżko, boisko) – zdziwienie i tęsknota za umykającą namacalnością rzeczywistości. Powtarza się także motyw tańca, biegu, dążenia ku wolności. Wszystko to rozbija się o poczucie stagnacji, hipnozy, zamknięcia w kokonie. Podmiot jest gdzieś pomiędzy rozpatrywaniem swego aktualnego stanu a projektowaniem siebie w innej zgoła roli. Warto dodać, że ton wierszy rzadko bywa dramatyczny. Nie o wyrażenie cierpienia tu chodzi. Raczej o jego przekroczenie, pozostawienie za sobą. Pryzmatem patrzenia na świat staje się odtwarzanie potencjalnych przeżyć – kreacja doświadczenia.

 

Nowy tomik poezji Kędzi jest zbiorem dialogów: w pierwszej części są to pary zakochanych, w drugiej ludzi obcych sobie lub oddalających się od siebie. Utwory te są rodzajem ćwiczenia, uczeniem się dialogu. Podmiot mówiący zmienia się w każdym wierszu, ale podmiot całości jest jeden. Bez wątpienia celem jest doświadczenie, przepracowanie swojego uczestnictwa w codziennym życiu.

 

Rozmowy prowadzone przez bohaterów wierszy zostały zapisane językiem niemalże potocznym, prostym, pełnym oczywistości. Miejscami naiwny romantyzm niektórych fraz jest celowym zabiegiem, próbą ukazania miłości przez jej pospolitość, schematyzm, górnolotność, czułostkowość. Akcent pada na kiczowatość i przewidywalność rzeczywistości. Kędzia odtwarza sytuacje prawie "wzorcowe", jak na przykład spotkanie w pociągu:

  

Proszę Pana  

 

Znamy się dwie godziny 

Opowiedział mi Pan 

całe swoje życie 

Jestem teraz Panu bliższa 

najbliższa być może 

A przecież zaraz 

wysiądę z pociągu   

 

Proszę Pani  

 

Może właśnie dlatego

Przede wszystkim dlatego

 

(Oni, Tarnowskie Góry 2013)

 

Pytanie po co to robić? Po co ponawiać rzeczy znane, wikłać się w schematy? Odpowiedź jest prosta: aby zwrócić uwagę na fakt, że ten banał nie staje się udziałem wszystkich. Kędzia dzięki podmiotom swoich wierszy zyskuje szansę doświadczenia tego, czego nie może przeżyć realnie. W ostatnim swoim zbiorze nie dąży do przepracowania własnego losu, zdaje się całkowicie go pomijać. Niezwykłość stała się męcząca, przytłaczająca, paradoksalnie nudna. Intrygujący natomiast jest właśnie banał. Oto najlepsza ucieczka od tragizmu – przekreślić go, schronić się w przeciętność, uruchomić w wierszu to, co wydarzyło się jedynie jako potencja. Taka forma poezji jest próbą przepracowania impulsu, który powołał ją do istnienia. Twórczość oparta na konkrecie bierze się z poczucia braku dostępu do owego konkretu.

 

Banał obezwładnia. Sprawia, że uwaga pada nie tyle na zawartość semantyczną słów, z których zbudowane są wiersze, co na ich potencjał "wydarzeniowy". Oczywistość ukazuje się w innym świetle, przenosi w przestrzeń niemożliwego. Przedstawiona jako trudno dostępna, nagle ujawnia się jako drogocenna i niezwykła.


Bezradność krytyka


Dom kultury w małym mieście na Górnym Śląsku pęka w szwach. Ludzie tłoczą się w szatni, pchają do wejścia. Cieszę się, że miejsca są numerowane, bo inaczej prawdopodobnie wylądowałabym na szarym końcu, za fotelami. Najpierw długa parada nazwisk, podziękowanie sponsorom, organizacjom, burmistrzom, radom i innym bardzo znaczącym personom. Potem muzyczny wstęp i nad wyraz nieudany popis teatralnych nieumiejętności. Nareszcie zaczyna się. Wieczór poetycki Justyny Kędzi. Z lewej Krzysztof Respondek, z prawej Anna Dymna, a w środku ona – piękna, uśmiechnięta, obserwująca wszystko bez słowa. Nigdy nie wiem, co jej się naprawdę podoba, ale podejrzewam, że wszystko to, co prawdziwe, realne, stające się w tej chwili.

 

Aktorzy deklamują perfekcyjnie, naturalnie, bezpretensjonalnie, dokładnie tak, jak należy czytać tę poezję. Podoba mi się ten brak nadęcia, żywiołowość Dymnej i humor Respondka. Cała sztuczność rozpoczęcia ulotniła się. Patrzę na uśmiechniętą twarz autorki i widzę, jaki sens skrywa ta poezja. Ma się wydarzyć, zaistnieć, zwracać uwagę nie na siebie, ale na świat. Odsyła do wszystkiego, co jest poza nią, niesie proste przesłanie: "spójrz to twoja rzeczywistość, zauważ, doceń, a mi pozwól doświadczyć przez wiersz".

 

Nie potrafię ocenić. Mogę przywołać wszystkie znane mi dyskursy, zastosować milion kategorii, powołać się na mądre teorie i modne antywzory. Nic z tego. Jestem bezradna, nie mam narzędzi, żeby zbadać własne wzruszenie. Czy krytyka jeszcze tu sięga? Cały ten aparat rozpisanej na wiele głosów oceny nagle jest bezwartościowy.

 

Krytyk postawiony wobec czystego tekstu jest wolny. Autor jest przecież tylko kategorią, etykietką, funkcją społeczną. Można uczciwie zbadać, ocenić utwór i nie przejmować się jego źródłem. Co jednak zrobić, kiedy od tekstu ważniejszy staje się człowiek, który go stworzył?

 

Poezja Kędzi zwrócona jest w stronę człowieka. Tego pojedynczego, szarego, obecnego tuż obok. Osiąga swój cel doskonale – uobecnia się, wydarza, materializuje. Jest doświadczeniem – spotkaniem i dialogiem z kimś, kto pragnąc pospolitości, objawia niezwykłość.

 
 
« powrót|drukuj