Skip Navigation
 

Proza » 2013

List

Zakopane, 26.05.2013r.

 

  

Najdroższa Michalino,

 

Widzę Cię. Twoje stopy balansują nadzwyczajnie blisko krawędzi. Zdecydowanie zbyt blisko. Twoje włosy, rozpuszczone na silnym wietrze, wyglądają, jakby rozpaczliwie próbowały wyrwać się z jego szponów. Twoje dłonie, jeszcze przed chwilą przyciśnięte do powiek, nieporadnie zbierają z brody łzy wielkie, jak groch.

Z Kasprowego Wierchu ludzie wracają po to, żeby móc ponownie tam przybyć. Ty jesteś na tym szczycie pierwszy i ostatni raz.

 

Obserwuję Cię od bardzo dawna. Tak naprawdę od początku Twojego życia. Dzisiaj kończysz trzydzieści lat. Nieustannie nie mogę wyjść z podziwu, jaką jesteś piękną kobietą. Może akurat ja nie powinienem tego mówić, a może właśnie ja – jestem przecież wyczulony na piękno.

Zastanawiasz się, dlaczego piszę. Po prostu chciałbym, byś wiedziała, że byłem, jestem i zawsze będę przy Tobie. Banalny powód, a jednak sądzę, że bardzo ważny. Wiem, że nie zawsze czułaś moją obecność, jednak starałem się udowadniać Ci, że jestem. Na przykład wtedy, gdy całą noc czuwałem przy Twoich ustach, byś przez sen nie przygryzła sobie zdrętwiałego języka albo nie zakrztusiła się śliną. Albo wówczas gdy, kurczowo trzymając się sedesu, histerycznie wymiotowałaś. Albo wtedy, gdy czułaś się bezgranicznie samotna i bezmiar tego doznania przykuwał Twoją twarz do lodowatej podłogi. Zawsze byłem milimetr od Twojego ramienia. I za każdym razem tak samo cierpiałem z powodu faktu, że nie możesz mnie zobaczyć.

Muszę być z Tobą szczery - wiedziałem. Od samego początku o wszystkim wiedziałem. Nie mogłem jednak nic zrobić. Takie życie zostało Ci przydzielone, takie wychowanie. Wybacz, że Cię nie uprzedziłem. Z drugiej strony sądzę, iż nie chciałabyś wiedzieć wcześniej, co Cię czeka. Prawda?

Jak widzisz, pragnę opowiedzieć Ci Twoje życie. A tak naprawdę sens tego, co Cię w nim spotyka. Nie po to, by się usprawiedliwić, lecz dlatego, abyś wiedziała, że nic nie dzieje się bez powodu. Istnieje wiele potencjalnych możliwości, wiele odpowiedzi. Wiem, że wszystkie je przemyślałaś. Nic jednak nie jest takie, jakie się wydaje.

Przez lata próbowałaś zagłuszyć samą siebie. Odrzucona przez tych, którzy nazywali się Twoimi rodzicami – przez duże "R" w dodatku, bo przecież "chcieli dla Ciebie jak najlepiej". Odepchnięta albo zwyczajnie nie rozumiana przez osoby, które miały być przyjaciółmi. Ale jak oni mogli "to" pojąć, skoro Ty sama siebie nie rozumiałaś? Nawet kolega, który był gejem patrzył na Ciebie z politowaniem. On był "inny", ale określony. Ty byłaś po prostu nijaka.

Szukałaś. Kobiety, mężczyźni, narkotyki, alkohol - nic nie przynosiło ulgi. A teraz? Będziesz samotną matką, która nie ma komu opowiedzieć o ciąży i swoim, związanym z nią, strachu.

To nie jest "zwyczajna" ciąża. Lekarze od początku nazywali ją "problemową". Dziecko prawie alkoholiczki i prawie ćpunki. (ale przecież – jak to gdzieś usłyszałem - "prawie robi wielką różnicę"), podczas gdy jest tyle "przyzwoitych" par nie mogących mieć dzieci. Tobie się udało, chociaż wcale się nie starałaś. "Cóż za ironia" – myślałaś wiele razy. Czy wiesz, że "ironia losu" jest jednym z ulubionych powiedzeń człowieka? Tymczasem coś takiego w ogóle nie istnieje.

Nosisz w sobie ogromne poczucie niesprawiedliwości. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie potrafiłaś określić, czego naprawdę pragniesz. Nie chciałaś być lesbijką ani hetero, ani tym bardziej biseksualistką – ale bez opamiętania zadawałaś się z przygodnie spotkanymi osobami, "do wyboru – do koloru". Nie chciałaś być sama – ale doskonałe zdawałaś sobie sprawę, że w ten sposób związku nie zbudujesz. Nie chciałaś być matką, głównie z powodu wiary, że na to nie zasługujesz – ale odurzona często nie potrafiłaś zachować ostrożności. Za wszystkie porażki obwiniałaś Boga, "bo nie poprowadził Cię właściwą drogą". Skąd miałaś tę pewność, że nie była to odpowiednia droga dla Ciebie?

"Każdy dostaje tyle, ile może znieść", "Cierpienie uszlachetnia", "Cierpisz, bo zostałeś do tego wybrany" - tak ludzie często sami sobie tłumaczą fakt, że spotyka ich w życiu coś trudnego. Albo w drugą stronę: "Dlaczego ja a nie on", "Bóg mnie nie kocha", "Nie ma sprawiedliwości na tym świecie". Tworzenie mistycznych wyjaśnień lub pomstowanie, bez logicznego myślenia. Ja wiem i chcę również Tobie uświadomić, że to wszystko bzdury.

Prawda jest taka, że człowiek jest swoistym zwierzęciem, więc jak zwierzę najlepiej uczy się przez porażkę, na przykładzie, na zasadzie odruchu Pawłowa. Bez poznania – nie jest w stanie zrozumieć. Gdyby nie było trudu i cierpienia, jak mógłby pojąć szczęście? Bez chłodu odrzucenia – ciepło bliskości? Bez głodu osamotnienia – sytość rodzica? Bez chaosu i strachu – odnaleźć spokój?

Największą tzw. mądrość życiową posiadają osoby starsze. Panuje zasada: im starszy – tym mądrzejszy, bo najwięcej zdążył doświadczyć. Oczywiście można spotkać wyjątki, ale one tak naprawdę tę regułę potwierdzają.

Nie istnieją ludzie, którzy nie mają problemów. U każdego coś jest nie tak. Co najciekawsze, dla jednych konkretny kłopot może być błahostką, dla innych - tragedią życiową. Porównywanie tego jest bezcelowe. Chodzi o to, żeby uczyć się nie tylko na sobie, ale też na przykładach innych osób. Po to tworzycie społeczność.

Ty zaznałaś już w życiu bardzo dużo. Potrzebowałaś tego. Najbardziej. Inaczej nie urodziłabyś swojego maleństwa. Inaczej nie potrafiłabyś go docenić. Inaczej razem z nim byś dzisiaj skoczyła.

Jestem Aniołem i mógłbym z pełną powagą prawić Ci piękne morały, "mydlić oczy". Wierz mi – potrafię to robić, jak nikt inny. Przypuszczam jednak, że byś nie uwierzyła. Zawsze sądziłaś, że jesteś wykluczona z kręgu Bożej opieki i miłości za to, co nabroiłaś i kim się stałaś. Bóg czy Anioł – niewielka dla Ciebie różnica. Postanowiłem więc "wyłożyć kawę na ławę".

Bóg jest rodzicem, który nie tylko kocha, ale również wychowuje wszystkie swoje dzieci, bez wyjątku. Wybrał metodę najtrudniejszą, dla obu stron, i jednocześnie najskuteczniejszą. Jestem pewny, że się nie pomylił, gdyż moja nauka już dawno temu dobiegła końca.

Ciebie wychował na mądrą kobietę. I wychowuje na matkę. Wiesz jaką będziesz matką? Już teraz mogę Ci powiedzieć. Będziesz tolerancyjna, słuchająca uważnie, współodczuwająca, nie próbująca zmienić dziecka w swoje własne wyobrażenie o nim. Będziesz rozumiała tak wiele, że niepodważalny będzie Twój autorytet i Twoja bliskość zarazem. Będziesz matką, jaką się rzadko spotyka.

Wraz z macierzyństwem dostrzeżesz siebie. Będziesz poznawać, będziesz rozumieć. To  Twoja droga, którą przez lata Cię prowadziłem. I Twoja dłoń nadal jest w mojej dłoni.

 

Widzę Cię. Twoje stopy balansują nadzwyczajnie blisko krawędzi. Zdecydowanie zbyt blisko. Przyszłaś upewnić się, że podjęłaś słuszną decyzję. Chciałaś zobaczyć, jak wiele jeszcze przed Tobą.

Słyszysz mnie. Czytam list, który przed chwilą do Ciebie napisałem. Nie mogę go wysłać – nie mam takiej "władzy w rękach". Więc szepczę...

Wycofujesz się i odwracasz. Po chwili wsiadasz do kolejki zmierzającej w dół.

Z Kasprowego Wierchu ludzie wracają po to, żeby móc ponownie tam przybyć. Ty jesteś na tym szczycie pierwszy i ostatni raz.

 

  

 

Twój zawsze obecny, choć niewidoczny

Anioł Stróż

 

 
 
« powrót|drukuj