Skip Navigation
 

Proza » 2013

Salowa

 

Tamtej soboty miała "dniówkę". Mimo iż było dopiero koło południa, odebrano już sześć porodów. W szaleńczym biegu udało jej się zjeść pierwsze śniadanie. O drugim nie było mowy. Musiała zachować odpowiednie tempo, bo oprócz "obróbki" miejsc porodowych czekało przecież codzienne sprzątanie. Zresztą nie tylko to należało do jej obowiązków.

W szpitalu powiatowym tłok od razu rzucał się w oczy. Nawet na położniczym. Nie pierwszy raz zdarzyło się, że trzy kobiety rodziły niemal w tym samym czasie. Jedna była w trakcie, druga właśnie szczęśliwie skończyła, a u trzeciej dopiero się zaczynało. Wycierając stanowisko po "świeżo upieczonej" mamie, zorientowała się, że ostatnia dziewczyna została celem obserwacyjno-naukowym dla grupki studentów.

- Biedaczka nie wie, że ma prawo nie zgodzić się na to – pomyślała ze smutkiem.

Studenci medycyny, przyszli lekarze – poważny tytuł, który do "czegoś" zobowiązuje. A tak naprawdę to zwykli ludzie, z których nie mała część w żadnym razie nie nadaje się do tej pracy. Kompletny brak właściwego podejścia, nie wspominając o powołaniu. Niektórych, po zachowaniu - gdyby nie mieli fartucha - czasami można by wziąć za meneli, jakich spotyka się na ulicy. Pracowała w tym szpitalu wystarczająco długo, aby o tym wiedzieć, ale nie potrafiła się do tego przyzwyczaić. Młoda rodząca kobieta właśnie na takich trafiła.

Naturalnie zgadzała się z tym, że studenci powinni korzystać nie tylko z książek, ale muszą też uczyć się na tzw. żywych przykładach. Uważała jednak, że lepiej by było przydzielać ich do pacjentów pojedynczo. Nie tylko inaczej podchodziliby do chorego, ale i przyswajalność wiedzy byłaby wyższa.

Mężczyźni - ginekolodzy zazwyczaj bywają bardziej delikatni od kobiet. Ze studentami jest zupełnie odwrotnie. W grupie chcą zgrywać większych chojraków niż są w rzeczywistości, nie zauważając, że robią z siebie po prostu idiotów. Tam wtedy przyszło czterech chłopaków.

Stali z boku, przy jednej z zasłonek oddzielających łóżka. Dezynfekując podłogę po drugiej stronie, doskonale słyszała ich szept. Każde słowo. Komentowali wygląd dziewczyny. Podczas gdy ona zbierała wszystkie siły, aby za chwilę zacząć przeć, oni oceniali jej wymiary. Kiedy doszli do seksualnych skojarzeń - z nią w roli głównej, salowej zrobiło się niedobrze. Ze ściśniętym żołądkiem, dłońmi zatykając usta, wybiegła z sali. Nie zdążyła dobiec do toalety.

- Nie szkodzi – powiedziała cicho i obojętnie. Sama po sobie posprzątam korytarz.

Przechodząc bezsilnie wśród czekających rodzin, wspominała plany na przyszłość, jakie jeszcze niedawno robiła: "Do trzydziestki urodzi pierwsze dziecko. Nie czuje presji - ma jeszcze na to pięć lat. Matką zostanie jako nieziemsko szczęśliwa mężatka. A dzieci będzie miała w sumie troje." Teraz nie była pewna, czy przetrwałaby chociaż jeden poród.

Na oddziale dla noworodków, stojąc bez ruchu z melancholijnym oddechem, obserwowała śpiące i płaczące dzieci. Młoda kobieta podniosła niemowlaka do szyby, żeby pokazać go tatusiowi. Dziewczyna i chłopak nie mogli mieć więcej niż osiemnaście lat. Przyszedł z kolegą – chciał się pochwalić.

Stała tuż obok, zupełnym przypadkiem, będąc świadkiem pięknego obrazka. Jakby ukradkiem patrzyła na zdjęcie tamtej rodziny. Przez chwilę nawet im zazdrościła. Nagle, z głupkowato brzmiąco dumą, odezwał się tatuś:

- Zobacz, co se zrobiłem! I pomyśleć, że ona to z siebie wycisła.

- No! Ale ciekawie to ona teraz nie wygląda – odparł towarzysz z tłumionym uśmiechem.

Pomyślała o kochającym mężu, jakiego miała wkrótce poszukać. I spojrzała na wzruszoną, niczego nieświadomą młodą matkę za szybą. Silny i lodowaty uścisk ogarnął jej przełyk. Tym razem dobiegła na czas.

 

Po dwunastogodzinnym dyżurze wróciła do pustego mieszkania. Nie miała niczego w ustach od pierwszego śniadania. I tego wieczoru niczego już nie zje.

Nie zapalając światła, rzuciła się na kanapę. Tak, jakby ktoś wyciągnął korek i spuścił z niej całe powietrze. Przed zamkniętymi oczami pojawiła jej się sąsiadka z parteru. Sympatyczna, ale trochę zbyt wścibska starsza kobieta. Jak wszechwiedząca wyrocznia, pobłażliwie mówiła:

- Praca salowej to fizyczna robota. Ale dobrze – posprzątasz i masz z głowy. Nie trzeba za wiele myśleć. Nie trzeba się niczym przejmować.

 
 
« powrót|drukuj